Logopeda po godzinach.

Podziel się wpisem z innymi!

logopeda po godzinach

 

Pomimo, że logopedia nakręca mój rytm dnia, daje mi ogromną satysfakcję i wiele radości, to nie samą logopedią człowiek żyje. Brzmi to banalnie i pewnie każda z Was sobie zdaje tego sprawę, ale mi zdarzało się czasem o tym banale zapominać! A tak nie może być, bo to przekłada się na nasze zdrowie i energię, która jest widoczna wszędzie – w relacjach międzyludzkich, tych prywatnych i na zajęciach. Logopeda po godzinach!

O tym jak rozwiązałam pewne sprawy dowiesz się z tego posta! 

Zapraszam!

Logopeda po godzinach!

Zapewne wiesz, że ludzie są różni. Czym innym się interesują, co innego powoduje uśmiech na ich twarzach, w inny sposób się relaksują, spędzają wolny czas, inaczej organizują sobie dzień lub go nie organizują 🙂
Ja należę do tych osób bardziej, i choć może zabrzmi to źle, zdyscyplinowanych. U mnie wszystko jest konkretne, spisane w kalendarzu, przemyślane i zaplanowane, np. to, że dziś piszę posta to też plan. Postanowiłam, że to będzie dziś – nie wczoraj, nie jutro ale dziś.
Jak już coś jest w kalendarzu to jest to „święte”. Tak musi być i już. Pomyślisz. Wariatka! Może i tak, ale pamietam, że już od gimnazjum tak działam. Czuję się komfortowo, gdy wiem, że pewne rzeczy i ich realizacja ma odpowiedni czas. Wtedy się nie martwię, że coś przeoczę, zapomnę, nie zrobię. Jedyne co jest ważne, to realizacja postanowień 🙂 Proste, co nie? Kiedyś mój mąż napisał tekst o zarządzaniu czasem także zachęcam do wrócenia do niego. Bo dziś tematem jest co innego. To tylko wstęp. 

Był taki okres w moim życiu (jak to brzmi, jakbym miała z 80 lat ;)), że bardzo dużo pracowałam. Na początku mi to nie przeszkadzało ale po 3 latach można mieć dość życia na pełnych obrotach 24 h/ 7 😉 Moje zmęczenie wychodziło wszędzie – zdrowie, marudzenie, brak energii do działania, brak dystansu do siebie i innych. Już nie wspomnę o dzieciakach na zajęciach – wyczuwały wszystko! Czasem jeszcze bardziej kręciły dziurę w brzuchu, czasem nie chciały ćwiczyć. Ich rodzice też mówili, że w domu nie chcą wchodzić w ćwiczenia. Wtedy stwierdziłam – Hola, hola! Co tu jest grane! Tak dalej być nie może! I podjęłam działania, by to unormować.

Logopeda po godzinach

Zaczęłam o rzeczy bardzo przyziemnych.

1) Wolna niedziela połączona ze zwiedzaniem okolicy.

Od dłuższego czasu jest to nasz (mój i męża) rytuał. Wyjazd w niedzielę, żeby się spotkać ze znajomymi lub zobaczyć coś ciekawego. Zawsze twierdziłam, że tu w Swindon i na około nie ma nic godnego uwagi a teraz żałuję, że gdy nasza rodzina i znajomi nas odwiedzali, zabieraliśmy ich do Londynu a nie np. na jednego z wielu Białych Koni lub urokliwych małych wiosek, w których zabudowa niejednokrotnie jest niezmienna od XIII wieku, itd.

2) Spacery przed pracą.

Zawsze każdego dnia przed rozpoczęciem zajęć z dziećmi, bez względu na pogodę, idę na spacer na około 20 – 30 minut. Po co? Żeby przewietrzyć głowę, oddzielić pracę administracyjno – planującą – zdalną, czyt. przed komputerem, od pracy w realu.

3) Zabrałam się konkretnie za wysiłek fizyczny.

Od kiedy pamiętam byłam w ruchu – jazda na rowerze w dzieciństwie i jako nastolatka. Różnego rodzaju ćwiczenia. Potem basen zarówno w gimnazjum jak i na studiach. Dodatkowo na studiach chodziłam na różnego rodzaju pilatesy, zumby, itp. W Anglii basen, nauka tańca i Ewa Chodakowska oczywiście 🙂 Ale wiecie to się gdzieś rozmywało, bo za mało czasu, bo nie te godziny otwarcia, bo się nie chciało, itd. A wiesz, jak się siedzi za dużo i za długo to ani dupa, ani głowa nie pracuje jak powinna. I dałam się przekonać do spróbowania crossfitu. Kiedy zaczynałam treningi w styczniu o godzinie 6.30 rano, przy minusowych temperaturach, lekko nie było! Moja kondycja też była na minusie 🙂 a samopoczucie po zajęciach było porównywalne do samopoczucia przy grypie żołądkowej 😉 A teraz luzik! 100 podciągnięć na drążku, 200 pompek, 300 przysiadów (oczywiście na moim poziomie zaawansowania)+ 1 mila biegu (1600m.) od 6.40 proszę bardzo. W 46 minut jestem w stanie to zrobić 🙂 Podrzuty i przysiady ze sztangą, takie jakie robią zawodnicy na olimpiadach – do zrobienia. A pamiętam, że 15 kg. sztanga na pierwszych zajęciach była taka ciężka, że nie byłam w stanie jej podnieść 😉 Teraz jest progres i jest moc!

4) Kurs szycia na maszynie. 

Kiedy mówiłam o tym znajomym lub rodzinie przecierali oczy i mówili – ale po co. A ja im na to – dla relaksu. Nie lubię robić rzeczy, które nie dają efektu, tzn. gdy mam do wyboru (z całym szacunkiem) kurs garncarstwa i krawiecki, bardziej praktyczny i przydatny jest ten drugi. Bo szybciej mi do skracania zasłon w domu i przerabiania sukienek, niż do lepienia czegoś co mogę sobie postawić na szafkę a potem co tydzień przecierać to z kurzu. U mnie też kurs szycia to część planu szlifowania języka.

5) Czytanie książek

ale tylko takich, z których mam konkretne informacje 🙂 Nie jakieś tam opowieści fantastyczne, choć rozumiem, że są osoby, które to kręci.

Podsumowanie

Tak na zakończenie. W życiu ważny jest balans. Jeżeli chcesz to robić, to to zrób. Nie ma, że nie ma czasu, że za dużo pracy, że się nie chce. Mam nadzieję, że ten post jest dla Ciebie nudny i że nie wniósł niczego o czym byś już nie wiedziala, bo masz równowagę w swoim życiu i jest Ci z tym dobrze 🙂 

Ps. Jestem ciekawa, co Ty robisz poza pracą 🙂

Podziel się wpisem z innymi!

2 Comments

  1. Kamilo, świetny post. Ja, jako pracujący logopeda i mama wymagającego 3 -latka, jestem ostatnio bardzo zmęczona:( Twój artykuł dał mi motywację do działania. Dziękuję.
    Pozdrawiam, Ania

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *